Obserwując przestrzeń publiczną coraz bardziej przeraża mnie narastanie nienawiści w dyskusji politycznej i społecznej w naszym kraju. Słowa jakie padają z mównic polityków, dysputy pomiędzy kolegami w pracy coraz mocniej przesiąknięte są wzajemną nienawiścią . Do czego to doprowadzi?W kraju, który się szczyci chrześcijańskością tego rodzaju postawy są niedopuszczalne. Pomijam tutaj racje polityczne, pytania o słuszność działania rządu i opozycji, gdyż to nie miejsce na takie dyskusje. Chodzi mi raczej o relacje, o emocje, które pokazują ciemną naturę człowieka. Może warto wziąć pod uwagę to co powiedział do nas Jezus:
„43. Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował bliźniego swego, a będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela swego.
44. A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują,
45. Abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Mat. 5:43-45”.
Odnoszę wrażenie, że w następnym kroku agresja słowna może zmienić się w przemoc, morderstwa polityczne, czy prześladowania wzajemne. Można się różnić pięknie, można siąść do dysputy, można szukać porozumienia i dialogu. W dzisiejszym konflikcie tego nie ma. Odnoszę czasami wrażenie, że konflikt ten jest zaplanowany, a wzrost nienawiści stanowi plan polityczny. Nie chciałbym, aby nasze ulice stały się polem bitwy jak to niedawno miało miejsce w dawnej Jugosławii, ani nie chciałbym przeżywać wojny domowej jak to jest w Syrii. Tam też zaczęło się od sporu politycznego a potyczki słowne zamieniły się w militarne. Tego się obawiam i to nie mieści się w normie płynącej z wiary.
Miłość nieprzyjaciół to nakaz Chrystusa a my chrześcijanie mamy go realizować w życiu. Szczególna odpowiedzialność spoczywa tutaj na tych, którzy publicznie deklarują wiarę.